7 uczuć – Marek Koterski a idee Budzącej się Szkoły
Marek Koterski nakręcił film, którego BSS potrzebuje jak grzyby deszczu! „Siedem uczuć” to film o emocjach dzieci, emocjach, z którymi my dorośli pozostawiamy dzieci samym sobie i nie dajemy im żadnego wsparcia. Dotyczy to i tych emocji, które sami wywołujemy, jak i tych, które niesie z sobą życie.
Uczucia dzieci są dla nas dorosłych przezroczyste, nie dostrzegamy ich.
Film Koterskiego nie jest czarno biały, a przekrój różnych postaw, zarówno rodziców, jak i nauczyciel, jest szeroki. Są dzieci, których rodzice zupełnie się nimi nie interesują, ale są też takie, którym czuła mama, zaraz po powrocie ze szkoły, podsuwa talerz z ulubioną pomidorówką z kluseczkami i wybiega za synem z domu z szalikiem w ręku, w obawie, żeby się nie przeziębił. Taka troskliwa mama! Zawsze w domu, zawsze dbająca, zawsze mająca dla swoich synów ciepłe słowa. Ale i ta najlepsza z najlepszych mam, ani razu nie próbuje wejść w świat emocji swoich dzieci i nawet w obliczu największych dramatów nie daje im żadnego wsparcia.
Koterski buduje mocne sceny, które przemawiają do wyobraźni. Jak ta, kiedy Adaś Miauczyński, płacze nad talerzem tej pysznej pomidorówki z kluseczkami, bo właśnie przeżywa dramat miłosny, a jego mama radzi mu, żeby przelał tę miłość na szkołę, naukę i podręczniki, bo to mu w jego wieku dobrze zrobi. Albo ta – chyba najostrzejsza scena – gdy mama z szalikiem w ręku wybiega z domu za starszym synem, w obawie, żeby się nie przeziębił. Tak jakby nie wiedziała, dlaczego i przed czym chłopak ucieka z domu, tak jakby nie wiedziała, co przed chwilą zrobił ojciec jej dzieci.
Film o powierzchowności naszych relacji z dziećmi
Z tymi najsilniejszymi emocjami dzieci muszą radzić sobie same. Dorośli troszczą się o to, by ich pociechy były zdrowe, czysto ubrane, by były najedzone i by się dobrze uczyły, ale ich wewnętrznego świata nie widzą. Dokładnie tak samo jest z nauczycielami. Oni też chcą, by dzieci dużo wiedziały, więc realizują program. Tak jak w przypadku rodziców, nauczyciele są różni. Jedni surowi, inni potrafią zanudzić na śmierć, ale są też tacy, którzy z uśmiechem witają uczniów i mają dla nich dużo ciepła i zrozumienia. Ale i nauczyciele nie zaglądają pod powierzchnię, więc świata duszy i emocji dzieci nie dostrzegają. Nawet nie próbują!
Emocje w szkole
Emocji w szkole powstaje dużo i są bardzo silne. Doskonale pokazane zostały te, które wywołują nauczyciele. Strach, stres, uczucie poniżenia, bezradność są tu tak wyraźne, że niemal można ich dotknąć. Mnie najbardziej uderzyło to, jak dobrze Marek Koterski pokazał dziecięcą bezbronność. Klasową prymuskę Weronikę Porankowską genialnie wręcz zagrała Gabriela Muskała (ale i pozostali aktorzy zagrali albo świetnie, albo brawurowo). Bo to nie jest tak, że szkolny stres niszczy tylko uczniów słabych. Sytuację Weronki widz zaczyna rozumieć dopiero pod koniec filmu, gdy poznajemy ojca dziewczyny i jego atak na córkę, która dostała w szkole piątkę z minusem.
Większość ataków na dzieci to ataki słowne. U Koterskiego mało kto dzieci bije. Reżyser nie poszedł w patologie, pokazał tylko zwykłe rodziny i zwykłą szkołę. I właśnie ta przemoc w tzw. zwyczajnych rodzinach działa najmocniej. Tu nie ma żadnych spektakularnych ataków na dzieci, ot, zwykłe lanie. Tu nie płynie krew, a zbrodnie dokonują się w zupełnej ciszy i przy aprobacie innych dorosłych. To takie zbrodnie, obok których przechodzimy bez słowa, w przekonaniu, że dzieci trzeba wychować, a „trochę dyscypliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło”. Ogólnie rzecz biorąc wszyscy wiedzą, że dzieci mają szczęśliwe dzieciństwo. Maja przecież wszystko, czego potrzebują. To taka wygodna iluzja.
Iluzja szczęśliwego dzieciństwa
Koterski obnaża mit szczęśliwego dzieciństwa. Pokazuje, jak bardzo my dorośli jesteśmy powierzchowni. Cóż z tego, że dziecko jest zrozpaczone, że cierpi, że nie chce mu się żyć? Damy mu talerz ciepłej zupy i zapytamy o stopnie. Co z tego, że uczniowie w szkole regularnie przeżywają stres, że się boją, że tracą wiarę w siebie, że cierpią, że czują się wykluczeni, wyśmiewani, niezrozumiani, ja realizuję program i odpytuję z dopływów Nilu. To jest w życiu ważne, reszta mnie nie interesuje.
Przerażająca bezradność i bezbronność dzieci
Markowi Koterskiemu udało się pokazać bezradność i bezbronność dzieci wobec świata, który im zgotowaliśmy. Tym samym pokazał, jak bardzo jesteśmy jako rodzice i nauczyciele nieodpowiedzialni, jak bardzo nieprzygotowani do naszych ról. Ostatnia scena to monolog szkolnej woźnej, którą świetnie zagrała Sonia Bohosiewicz. Monolog, w którym słyszymy, co jako dorośli powinniśmy robić, aby dzieci nie traciły chęci do życia, to mocne przesłanie.
Czy będziemy umieli przyjąć przesłanie Marka Koterskiego? Czy będziemy chcieli zajrzeć pod przykrywkę z napisem „beztroskie dzieciństwo” i dojrzeć, to, co dzieje się w duszach naszych dzieci? Czy będziemy chcieli dostrzec ich emocje – i te, które my nieodpowiedzialnie wywołujemy, jak i te, które przynosi z sobą życie – czy będziemy chcieli pomóc dzieciom w radzeniu sobie z tymi najtrudniejszymi uczuciami? Czy może dalej będziemy zadowalać się tym, że ugotowaliśmy im pyszną pomidorówkę z kluseczkami, biegać za nimi z szalikami i prowadzić pseudorozmowy o tym, co wydarzyło się w szkole. Może warto zacząć od tego, czym zastąpić pytanie o stopnie i klasówki, jakimi atakujemy nasze dzieci po powrocie ze szkoły?
To rodzice, a nauczyciele? Co możemy zrobić, by dzieci nie wychodziły z dzieciństwa porysowane, co zrobić, byśmy zdobyli się na refleksyjność i zadali sobie pytanie, czy te dopływy Nilu to naprawdę najważniejsza rzecz na świecie? A może ważne jest coś zupełnie innego?
Dlaczego dorośli nie dostrzegają emocji dzieci? Nie chcą, czy nie potrafią? Czy ktoś nas tego uczył, gdy byliśmy mali? Czy umiemy dawać sobie radę z własnymi uczuciami? A jeśli nie, to jak mamy pomóc naszym dzieciom? Jak przerwać to błędne koło?
P.S. 1
Michał Koterski stanął w tym filmie przed niezmiernie trudnym zadaniem. Miał zagrać główną rolę w filmie, w którym wystąpiło wielu znakomitych aktorów i … świetnie sobie poradził. A konwencja, jaką obrał Marek Koterski była wyjątkowo niebezpieczna i łatwo było o śmieszność. Ale wyszło świetnie. Panie Michale, jest Pan wielki!
P.S. 2
Powinnam jeszcze napisać o języku. O zamierzonych powtórzeniach, które podkreślały bezradność bohaterów. Mogłabym tak jeszcze długo …
Marzena Żylińska
1 listopada 2018