"Życie to nie wyścigi" - wasze relacje
*********************************************************************************************************************
"Przed rozpoczęciem pracy nad „Życie to nie wyścigi” opowiedziałam dzieciom o inspirujących mnie warsztatach i spotkaniach w jakich uczestniczyłam- o konferencji „Co zrobić, by celem szkoły nie były oceny?”, o toruńskich warsztatach prowadzonych przez Panią Wiesławę Mitulską i wreszcie o Pani i „Piernikowej wyspie”. Obejrzeliśmy wspólnie okładkę książki, prześledziliśmy mapę, rozpoczęliśmy przygodę. Czytanie podzieliłam na etapy, starałam się wcześniej wybrać z treści bardziej newralgiczne momenty, w których planowałam robić przerwy. Oczywiście wyszło jak zwykle… czyli plan okazał się zbyteczny, dzieci same sygnalizowały czy czytać dalej czy może już przejść do dalszych propozycji, aktywności. Bywały takie momenty, kiedy przerywałam lekturę, że dzieci podchodziły do mnie i pytały szeptem czy to się na pewno dobrze skończy. Jednym słowem historia okazała się bardzo wciągająca. Chłopcy zainteresowali się narzędziami kopalnianymi, organizacją pracy w kopalni. Dziewczynki zwróciły większą uwagę na emocje bohaterów, martwiły się wypadkami jakie spotykały pospieszane skrzaty.
Pierwszego dnia dzieci poznały postać skrzata Budełki, wysłuchały historii jego pechowego dnia. Podczas burzy mózgów Kosmonauci wymyślali sposoby na odpędzanie złych myśli i poprawę humoru. Na moje szczęście wśród pomysłów znalazła się aktywność fizyczna. Przygotowaliśmy papierowe kulki z pogniecionych kartek formatu A4 i zaczęliśmy się nimi bawić: podrzucać, kulać, chwytać, przytrzymywać bez użycia rąk, tak żeby nie wypadły
w tańcu, masować nimi siebie i partnera. Sposób okazał się skuteczny- humory dopisywały.
Następnego dnia rozmawialiśmy o warunkach pracy w kopalni, o miejscu akcji całego opowiadania. Z papierowych kulek stworzyliśmy na powrót kartki, mocno sfatygowane, niektóre wymagały napraw i klejenia, ale wszystkie fakturą przypominały kopalniane skały. Dzieci pokolorowały arkusze za pomocą ołówków i czarnych kredek, po wspólnym ustaleniu, że ten kolor dominuje w miejscu pracy skrzatów. Również tego dnia poznaliśmy Raptunie. Byłam pod wrażeniem ponieważ dzieci same wpadły na pomysł przerobienia pękniętego „B” na literkę „P”.
Popołudniami korzystamy często z kącika liter znajdującego się w naszej sali, w skład wyposażenia tego kącika wchodzą wykonane z różnorodnych materiałów litery i cyfry. Są to znaki graficzne o odmiennych rozmiarach, kształtach, fakturze, kolorach, zdobieniach. To właśnie litery z kącika posłużyły nam do zrealizowania zamówienia Autorki Elementarza. Przystępując do pracy podzieliliśmy się na cztery zespoły, w ramach zespołów dzieci podjęły decyzję o tym, kto będzie dowodził daną grupą- każdy miał szansę zaproponować kandydata lub zgłosić się na ochotnika. Ostateczny wybór odbywał się przez głosowanie. Dowodzący otrzymali ode mnie kartki z zamówieniem. Zadanie polegało na odrysowaniu wszystkich liter z zamówienia na wcześniej przygotowanych przez nas czarnych kartkach. Dzieci decydowały o podziale zadań, wspierały się i kontrolowały wzajemnie. Aby wyjaśnić pojęcie „presji czasu” wyznaczyliśmy sobie na to zadanie 15 minut odmierzane za pomocą minutnika kuchennego. Bez większych problemów wszyscy poradzili sobie z tym wyzwaniem, a w zamówieniach były niewielkie błędy ilościowe, które dzieci na bieżąco korygowały. Po skończonej pracy Kosmonauci dzielili się swoimi odczuciami, prezentowali efekty pracy kolegom.
Z pracą w kopalni i postaciami skrzatów kojarzyła mi się piosenka „Hej! Ho! Do pracy by się szło!”, towarzyszyła ona nam przez cały czas. Wykorzystywaliśmy ją podczas różnorodnych przerw muzyczno- ruchowych, dzieci chętnie ją nuciły, próbowały swoich sił w gwizdaniu na jej melodię.
Kończąc omawianie treści lektury zastanawialiśmy się wspólnie kto był jej najważniejszą postacią, dzięki komu udało się zrealizować zamówienie. Początkowo dzieci wskazywały Raptunię, względnie Budełkę. Tutaj znów zdecydowałam się na formę pracy z podziałem na grupy. Każdy członek jednego z czterech zespołów losował kartkę z imieniem: Gniewałko, Jaryłko, Dobroszek, Nieradko, Raptunia, Budełko. Chętne dzieci przekonywały pozostałych kolegów z grupy dlaczego to właśnie ich postać była najważniejsza i odegrała ogromną rolę w sukcesie związanym z realizowanym zamówieniem. W końcu dzieci wspólnie doszły do wniosku, że wszystkie skrzaty były jednakowo ważne, że każdy z wyżej wymienionych pracował na miarę swoich możliwości by osiągnąć cel. Tego dnia powstały portrety skrzatów. Ich szczegółowość ogromnie mnie zaskoczyła, detale, narzędzia widoczne na rysunkach, tło.
Do dziś w różnych sytuacjach przypominamy sobie historię skrzatów z piernikowej wyspy. Dzieci najczęściej reagują gdy ktoś je pospiesza lub proponują nowe rozwiązania gdy jakieś działania zawodzą. Wspominając przy tym, że pospieszane skrzaty pracowały znacznie gorzej lub przytaczając rady Raptuni o tym by nie powtarzać w kółko metod, które okazują się nie przynosić rezultatów." - Ewa Gołębiewska, Przedszkole Miejskie nr 13, Toruń.
*********************************************************************************************************************